ANNA M-------
w dzikości wzroku serca szybkim rytmie opętaniu ciała umysłu władzą składam słowa razem wrażliwością tonu lekką nadzwyczajną duszy nad ciałem przewagą mowa chwili ulotna jak para lotna masa słowa na kartce spisana z dąrzeń i pragnień obrazów pamięci skojażeniem w nieładzie zapisana jasnością określeń znanych nauka wymowna nierozumiejącym od nierozumianych i głos osobliwy z głębin Słyszę!!! tak to ona muza z kitarą Erato woła! więc iskrę Bożą dar może nawet talent przekleństwo co z nienacka dopada jak pocisk nieuważnego doskonalę by bezczasowość egzystencji w ruchu zwiewnym liter uchwycić mocniej niz slowo gest oddziaływać szukać koloru w szarej epoce barwna alternatywa szarego życia *** jedyna formą najmniej infantylną mnie samej są oczy - okna duszy skryte zasłoną rzęs (wolałabym dłuższych) grymasie twarzy kosmyków nieswornych figurze figlarnej długich palców u stóp moich a wszystko razem w dziwacznej pozie gimnastyczna kombinacja zgiełku ciała i duszy tragifarsa ciała ułomnego wyrażona zwierciadłem spojrzenia niezuważalnego pod aurą nudnej powierzchowności wariacja na temat którą maskę włorzę by dopasować się do kłótliwej rzeczywistej świata przestrzeni materii pozorności i zatartych granic *** jedwab otulił moje ciało i płatek róży spoczął na mych wargach dotknął pocałunkiem pąsowymi ustami muskał delikatnie a zmysły zbudziły anioła namiętnośći trzepotał skrzydlami wielkimi rozrywał od wewnątrz mnie całą miotał się gładził piórami zawirował świat falami srebrnymi... może zbyt szybko za gwałtownie tchnienie wiatru ulotne porwało kropelkę kryształowej rosy on zaczął spadać mięciutko- -mych warg miał dosyć? a potem sen otulił moje ciało i wszystko w jego kształcie pąsowym kolorze płatki śniegu spadają z sufitu okrywaja moje łoże za daleko myślami wybiegam... anioł namiętności zmęczył się zasnął lecz dotykiem łaskoczącym zbudził brata swego ten biczami smaga mnie po ciele tęsknię... on wie że cierpię wbija we mnie swe szpony rozdziera serce... wnet czuję delikatne muśnięcie... to matka karci niegrzeczne dziecię żyły wypełnia otucha powoli... rozmarzona usypia mnie poduszka *** motylim lotem delikatny podmuch przybliżył ciepły dym z papierosa tiulowym skrzydełkiem zawirował w powietrzu mgłą otulił wnętrze zamigotał w swietle poranka tysiącem twarzy zjawisk ulotnych wspomnieniem tchnieniem wiatru zburzonych roztoczył woń w alkowie cuchnący swąd palonych marzeń w klatkach z betonu z plastykowymi dzrzwiami milczący hałas ciszy przygrywa do taktu zfałszowanymi slowami anioła eros przeklęty w kącie stoi w dupie ze strzałą amora odbywa karę z ironicznym gestem juz nikt nie woła tylko struna harfy zszarpana pojękuje rykiem kota |
Środa, 2024-10-30, |
Copyright MyCorp © 2024 |