Mam aktualnie 49 lat (2012). Urodziłem się i wychowałem w Olsztynie. Moja pierwsza praca zawodowa związana była z młodzieżą. Pracowałem w jednej z organizacji młodzieżowych – takich jakie istniały w czasach „słusznie minionych”. Zajmowałem się tam głównie organizowaniem młodzieży spędzania wolnego czasu poprzez sport i turystykę, udział w szkoleniach (np. dziennikarskich). Dotyczyło to nie tylko członków ZSMP, ale także znacznie większego grona młodzieży niezrzeszonej. Po upadku systemu organizacji nie było już stać na utrzymywanie pracowników etatowych i pracę straciłem. Trzeba było więc znaleźć nową. Wstąpiłem więc w szeregi policji. Tyle, że te moje wybory były uwarunkowane. To nie był przypadek.
Od najmłodszych lat przejawiałem pewną nadaktywność społeczną. Objawiało się to w „zapisywaniu się” do każdej organizacji i stowarzyszenia jakie tylko proponowano. Stąd działalność w ZHP (od zucha do instruktora), działalność w PTTK (od turysty zdobywającego odznaki turystyczne po młodzieżowego organizatora turystyki, co wiązało się z ukończeniem kursu, zdaniem egzaminu i zorganizowaniem pierwszej imprezy turystycznej.), działalność w szkolnych klubach fotograficznych, a w tym w „agencji fotograficznej” ówczesnego WSP w Olsztynie, stąd działalność dziennikarska przejawiająca się redagowaniem kronik, gazetek ściennych i czasem wydawaniem ich, stąd organizowanie przeróżnych imprez nie podpiętych pod działalność konkretnych organizacji (koncerty rockowe w szkole średniej, koncerty poezji śpiewanej, czy po prostu biwaki i wycieczki połączone z daleko idącą integracją – czasem międzyszkolną i międzypłciową.).
Później były cztery lata służby wojskowej i to też nie był czas stracony. Wówczas wstąpiłem do ZSMP i usiłowałem wykorzystywać tę organizację do załatwiania podstawowych spraw bytowych żołnierzy. Na tyle skutecznie, że w roku 1983 zostałem wybrany przewodniczącym tej organizacji na poziomie wydziału Wojskowej Akademii Technicznej, a wybór został dokonany wbrew oficjalnemu stanowisku służb politycznych tej uczelni. Skończyło się to wywaleniem mnie z uczelni w 1984 roku (choć nie był to podstawowy powód tego wywalenia).
Działalność podobną
kontynuowałem z jednostce wojskowej w Białymstoku, tyle że ostrożniej :-) Poza
zajęciami zajmowałem się fotografowaniem, prowadzeniem kronik, pisaniem
pierwszych poważniejszych materiałów prasowych dla „Gazety Współczesnej”
poznałem podstawy sztuk plastycznych przez pracę w pułkowej pracowni
dekoratorskiej itd. Ta działalność była na tyle znacząca, że wojsko opuszczalem
z listem polecającym mnie do pracy etatowej w ZSMP gdzie pracowałem w latach
1986 – 1989. Przez tę pracę trafiłem ostatecznie do Bisztynka, gdzie przez rok
sprawowałem funkcję przewodniczącego zarządu miejsko-gminnego tej
organizacji.
Od 2003 roku jestem mundurowym emerytem. Moje wymuszone przejście na emeryturę spowodowało, ze nagle zniknęła aktywność zawodowa. Kilka lat wcześniej zainteresowałem się internetem i nowymi technologiami. Zauważyłem, że Bisztynek jest jedynym miasteczkiem w okolicy o którym nie mówi żadna strona internetowa. Stąd pomysł na zbudowanie strony „Bisztynek – zapomniane miasteczko na Warmii”. Wówczas nie było moim założeniem prowadzenie jej przez wiele lat. Miała ona wymusić powstanie strony oficjalnej, urzędowej. W dniu 9 czerwca 2003 roku moja strona została umieszczona w sieci i natychmiast zyskała popularność. Okazało się, że informacji o Bisztynku i z Bisztynka poszukuje wiele osób, głównie byłych mieszkańców. Dzięki stronie poznałem wielu ludzi mieszkających w różnych częściach świata, a pochodzących z Bisztynka. Początkowo była to strona o charakterze historycznym. Miałem jednak doświadczenia dziennikarskie. W latach 1986-1989 byłem korespondentem „Gazety Młodych” i „Gazety Olsztyńskiej”. W pracy prowadziłem „Młodzieżowe Wszechnice Dziennikarskie”. Zacząłem więc pisać także o aktualnych wydarzeniach w Bisztynku. To zostało zauważone przez ówczesną redaktor naczelną „Gońca Bartoszyckiego” Marzenę Mateusiak, która zaproponowała mi współpracę. Odtąd jestem więc też współpracownikiem „Gońca” i „Gazety Olsztyńskiej”. Traktuję to jako swoisty obowiązek i pasję, która w czasie pracy w policji nie mogła być realizowana. Zwyczajnie powróciłem do niej.
Moją motywacją jest pasja związana z ludźmi (w ostatnim zdaniu to wyjasniam). Zwyczajnie lubię to robić. Czasem, dzięki stronie udaje się załatwić jakąś prostą sprawę (wykoszenie trawnika itp.) pomóc komuś realnie (spowodować inne traktowanie przez administrację problemu itd.) Takie przypadki dają dużą satysfakcję. Myślę też, że w znacznym stopniu zaspokajam potrzeby mieszkańców poprzez dostarczenie im informacji lokalnej, którą z kolei uważam za najważniejszą ze wszystkich informacji które są nam wszystkim dostarczane. Największym sukcesem tej mojej działalności są dość liczne telefony i bezpośrednie rozmowy z mieszkańcami lub byłymi mieszkańcami w których dziękują mi za dostarczanie tych informacji. Z wymiernych sukcesów to nagroda wojewody w 2008 roku, wyróżnienie mnie jako wolontariusza roku 2011, a także wyróżnienia wewnętrzne w „Gazecie Olsztyńskiej” w rodzaju „najlepszy artykuł tygodnia”. Wymiernym sukcesem w ostatnim czasie jest też to, że na informacje z portalu Bisztynek24.pl powołują się inne media, a w tym telewizje i rozgłośnie radiowe. To na podstawie informacji z portalu realizują swoje materiały o czym już wielokrotnie się przekonałem.
Innym sukcesem jest zmiana traktowania portalu przez władze miejskie i powiatu, a nawet województwa. Początkowo traktowano portal jako nieszkodliwą zabawę „jakiegoś faceta”. Dziś z opiniami i komentarzami zamieszczanymi na stronie władze się po prostu liczą, albo wykorzystują informacje do realizacji konkretnych czynności. Często jest tak, że o problemie dowiadują się z mojej strony i dziś już nie traktują tego jako „zło”, a raczej pomoc.
Problemy jakie się pojawiły w ciągu 9 lat prowadzenia strony to przede wszystkim problemy związane z niezrozumieniem. Najczęściej pretensje mieszkańców, że zamiast zajmować się czymś co ostatnio opisałem, powinienem zająć się innym problemem. Zwykle jest jednak tak, że ów „inny problem” ma charakter plotki lub pomówienia, a jeśli ma jakieś realne podstawy to nikt nie chce oficjalnie wypowiedzieć się w tej sprawie. Z jednej więc strony mieszkańcy chcą interweniować w konkretnej sprawie, a z drugiej nikt nie chce wystąpić „przed kamerą”. To niestety uniemożliwia skuteczne zajęcie się sprawą. Mogę się wówczas ograniczyć do napisania felietonu lub jakiejś opinii, co powoduje kolejne pretensje, że „to nie tak miało być”. Kłopot i trudność polega na tym, że mieszkańcy „zrzucają problem” na media. „Napisz o tym, ale nie wymieniaj mnie”.
Najczęściej takie postawy dotyczą krytyki działania urzędu i najczęściej w takich sytuacjach gdy mieszkaniec nawet nie próbował rozwiązać tego problemu w tym urzędzie. Nawet nie zwrócił się do urzędu, a już chce, aby „zjechać ich” od góry do dołu za zaniechanie. Zawsze proponuję w tych przypadkach, aby zgłosili się w urzędzie i zwykle okazuje się, że problem jest przynajmniej częściowo rozwiązywany. Te sytuacje to podstawowy problem i trudność w mojej działalności „medialnej”.
W przeszłości zdarzały się kilkakrotne próby wpływania na treść określonych materiałów. Głównie ze strony władz (burmistrz Wójcik), ale ponieważ były bezskuteczne, a nawet przeciwskuteczne już się z tym nie spotykam. Poza tym nastąpiła zmiana o której napisałem wyżej, czyli uznano portal za pomocny, a ewentualną krytykę jako impuls do działania, a nie do obrażania się na „redaktora”. Mógłbym podać kilkadziesiąt przykładów, ale posłużę się najprostszym. Cykl informacji o nieskoszeniu trawników w Bisztynku w roku ubiegłym przyczynił się tylko do tego, że urzędnicy dowiedzieli się gdzie jest nieskoszone i prosili o dalsze takie informacje. W gminie zajmuje się tym jeden urzędnik i nie jest w stanie być wszędzie i wszędzie w porę zareagować stąd był wdzięczny za te publikacje :-) Dotyczy to też znacznie poważniejszych spraw.
Zresztą zjawisko o którym tu piszę, czyli wykorzystywania informacji zamieszczonych n portalu jest szersze i nie dotyczy tylko władz. Jest nawet nieco niebezpieczne, bo są osoby, które doszły do wniosku, że jeżeli nie ma opisu jakiejś sytuacji na portalu to ta sytuacja nie miała miejsca. Tak oczywiście nie jest, ale z takimi postawami się spotykam. Ma to też pozytywny wymiar. Np. sołectwo X wzoruje się na sołectwie Y aby wygrać jakiś konkurs w którym to X już wcześniej wygrało itd.
Postrzeganie Bisztynka.
Moje postrzeganie Bisztynka i ludzi tu mieszkających zmieniło się przez lata diametralnie. Jako Olsztyniak nie mogłem początkowo przystosować się do małomiasteczkowej mentalności. Denerwowała mnie, czemu dawałem czasem wyraz w publikacjach „Gazety Młodych” i „Gazety Olsztyńskiej”. Samo miasto wydawało mi się brzydkie i raczej użyłbym słowa „wiocha” niż miasto, gdybym je wówczas miał określić. Początkowo oczywiście nikogo tu nie znałem. Dopiero po poznaniu nowych ludzi zdanie na ich temat zacząłem zmieniać. Tak się składało, że te zmiany miały pozytywny charakter. Pracując w policji dość dokładnie poznałem problemy mieszkańców – nie tylko te kryminalne – i bardzo dokładnie poznałem miasto i całą gminę. Gdy przeczytałem jakieś publikacje na temat historii miasteczka stała się ona moja pasją.
Moje postrzeganie Bisztynka zmieniło się tak, że dziś nie wyobrażam sobie mieszkania w innym miejscu. Przez lata okazało się, że nie jest tak, że tu się nic nie dzieje. Okazało się, że można być aktywnym na znacznie większej ilości pól niż kiedyś w Olsztynie. Oczywiście po odpowiednim zmniejszeniu skali tych aktywności, czyli zastosowaniu skali właściwej dla miasteczka o 100 razy mniejszego niż Olsztyn. W Bisztynku zorganizowanie prostej imprezy jest już wydarzeniem społecznym, podczas gdy taka impreza w Olsztynie przeminęła by bez żadnego echa.
Postrzeganie Bisztynka zmieniło się u mnie między innymi dlatego, że te różnice w skalach zrozumiałem. Ta różnica została mi prawdopodobnie wytłumaczona przez rodowitych mieszkańców. Gdy zrozumiałem, że ta różnica skali nie jest niczym gorszym, ani lepszym tylko innym pogodziłem się jednocześnie ze wszelkimi różnicami mentalności, aktywności lub jej braku.
Tak jak wszędzie mieszkańcy przejawiają różną aktywność od jej braku po podobną do mojej młodzieńczej nadaktywności. Poprzez prowadzenie strony zdałem sobie jednak sprawę, że wielu z nich ma potencjalna aktywność, którą trzeba jedynie budzić i to niewielkimi krokami. Stąd kilka moich inicjatyw, choćby ostatnia „złam kod miasta”, czy wcześniej organizowanie np. wycieczek rowerowych dla dzieci i młodzieży po gminie, ale przede wszystkim promocja tych aktywności, które już się przejawiają. To też metoda na uaktywnienie tych „uśpionych”.
Podsumowując cały ten tekst mogę stwierdzić, że moja aktywność wynika z jednej prostej przyczyny. Zwyczajnie kocham ludzi. Bez wyjątków. Dlatego rozmawiam zarówno z „bezdomnym” Sztachetą, jak i nauczycielami czy posłami – jeśli się tu znajdą. Zarówno z upijającym się codziennie alkoholikiem jak i księdzem, buntowniczą Kamilą Zawadzką, czy jej mężem, albo dzieciakami z Bisztynka i okolic. Każdy ma do opowiedzenia swoją historię. Historię niepowtarzalną i wartą tego, aby jej wysłuchać. Jestem przekonany, że to właśnie ta postawa pozwala mi na bezustanne prowadzenie strony i realizację innych pasji.
BISZTYNEK-ZAPOMNIANE MIASTECZKO NA WARMII